Skróty klawiszowe:

Pokaż moduł: Skróty klawiszowe.

Strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...

kultura@ogrodzieniec.pl

32 67 320 44

Zdjęcie: Ludzie
Miasto i Gmina Ogrodzieniec

Aktualności

Dwa światy - prośba o pomoc!

Dwa światy - prośba o pomoc!

Zwrócił się do nas pan Michał Wojciechowski z prośbą o wsparcie w postaci przekazania 1 procenta podatku dla ojca - pana Mariana Wojciechowskiego, mieszkańca Ogrodzieńca, który walczy o powrót do zdrowia i do sprawności fizycznej, po wypadku samochodym, któremu uległ bus wiozący ludzi do pracy.

Dzień dobry. Nazywam się Michał Wojciechowski Mam 27 lat, jestem synem Mariana Wojciechowskiego i Teresy Wojciechowskiej. Mam jeszcze brata Łukasza. Od 17 lat mieszkam  w Ogrodzieńcu, jednak na co dzień mieszkam i pracuję w Warszawie. Pragnę opowiedzieć historię choroby mojego sparaliżowanego od szyi w dół taty i jego walkę o powrót do sprawności. Walkę, która trwa, która z góry wydaje się skazana na porażkę, ale walkę którą z wiarą i nadzieją od dwóch lat prowadzimy.                                                                                                                                                            

27.02.2012 roku ta data na zawsze zapadnie w naszej pamięci. Stało się coś o czym człowiek słyszy na co dzień w wiadomościach, co ogląda w filmach i modli się, żeby to jego nigdy nie spotkało. Mój tata miał tragiczny wypadek.  Jechał busem z Ogrodzieńca do Lublina (trasa ma około 400 km).   W  busa, w którym siedział uderzył samochód osobowy. Bus stoczył się  do rowu wypełnionego wodą. W pojeździe było dziesięciu  pracowników. Dziewięciu osobom praktycznie nic się nie stało, delikatne otarcia, stłuczenia. Niestety jedyną osobą która ucierpiała, był mój tata, którym był pasażerem, siedział za kierowcą.  Nie jest do końca znana przyczyna jego urazu. W momencie zderzenia pojazdów tata albo uderzył głową w słupek wzmacniający bok samochodu albo jego fotel został zmiażdżony przez fotele pracowników, którzy siedzieli na nim. W efekcie czego uszkodzeniu uległ jego kręgosłup – odcinek szyjny c3-c4. Ratownicy medyczni, którzy dotarli na miejsce wypadku natychmiast podjęli akcję reanimacyjną. Dwukrotna próba nie przyniosła efektu, dzięki Bogu za trzecim razem udało się. Puls zaskoczył. Tato został zaintubowy i przetransportowany helikopterem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Szpitala Klinicznego w Lublinie. Okazało się, że ma uraz kręgosłupa, stłuczone płuca, obrażenia wielonarządowe.                                                                                                     

Gdy trafił do szpitala w Lubnie okazało się, że nie ma miejsca na Oddziale Intensywnej Terapii i przez cztery dni musiał leżeć na Oddziale Ortopedii i Traumatologii. Tam miał bardzo złą opiekę. Zdarzały się sytuacje, gdy na nocnej zmianie przychodził do niego lekarz adiunkt, który nie wiedział jak postępować z pacjentem z takim urazem. Nie wiedział jak zwiększyć dawkę narkozy, żeby pacjent się nie wybudził i podpowiadała mu to pielęgniarka . Innym razem doświadczony lekarz widząc nasz niepokój i nieustanne alarmowanie, żeby ktoś w końcu zajął się tatą tak jak trzeba, bo wyraźnie był zaniedbywany, powiedział nam wprost: „Ojciec może w każdej chwili umrzeć, to cud, że przeżył, powinien trafić na OIM a nie do nas, nie alarmujcie tak, bo to nic nie da, z takim urazem on już powinien nie żyć”. Przez trzy dni przy łóżku taty spała na krześle mama – czuwała żeby poinformować lekarzy jak coś się będzie działo niepokojącego.  Po trzech dniach tata przeszedł operację stabilizacji kręgosłupa. Udała się ona bardzo dobrze, jednak przez dłuższy czas po jej przeprowadzeniu nie mogliśmy uzyskać żadnych informacji od lekarza, który ją przeprowadził. Lekarz ten wyraźnie Nas (mnie, mojej mamy i brata) unikał. Dopiero tego samego dnia po kilku godzinach powiedział, że operacja przebiegła dobrze, jednak szanse na to, że ojciec będzie chodził są zerowe. Dzień po operacji zwolniło się miejsce na OIM-ie i tam tata trafił.  Na Oddziale Intensywnej Terapii przebywał od 1 marca do 31 maja. Tam przeszedł zabieg tracheotomii.  Przeszedł także zapalenie płuc. Przez ponad miesiąc był podpięty do respiratora. Kolejne próby odłączania go od tlenowej aparatury nie przynosiły efektu.  W końcu udało się i po ponad miesiącu mógł oddychać samodzielnie. Będąc na OIMIE zachorował na chorobę bakteryjną KCP (klebsiella pneumoniae)  – wynoszącą 50% śmiertelności. Atakuje ona układ pokarmowy. Przez to trafił do izolatki. I stało się to wtedy, gdy wydawało się, że jego organizm jest już na tyle silny, aby mógł być przeniesiony na oddział rehabilitacyjny, gdzie akurat zwolniło się miejsce.         

31 maja w końcu wyszedł z OIMIU. Trafił ponownie na tydzień na Oddział Ortopedii i Traumatologii. Został umieszczony w osobnej sali z obawy na zarażenie innych pacjentów bakterią KCP. Po tygodniu został przeniesiony na Oddział Rehabilitacji. Przebywał na nim do 24 września. Tam w wyniku rehabilitacji pojawiły się śladowe ilości ruchów. Zaczął poruszać lewą stopą i trochę przesuwać lewą rękę. Siedział biernie na wózku. Z czasem udało się zakończyć tracheotomię. Dzięki przyłożeniu palca w dziurę w jego szyi mogliśmy słyszeć co mówi tato. Bo od momentu tracheotomii na OIMIE  nie było takiej możliwości, z wyjątkiem jednego razu, gdy przez dwa dni mógł mówić ,jednak w czasie karmienia zachłysnął się i niestety trzeba było ponownie zatkać otwór. Zabieg tracheotomii wiązał się z regularnym odsysaniem śliny z jego przełyku. Przy pomocy specjalnej rurki wprowadzanej przez dziurę w gardle. I tak było do momentu jego zakończenia. Straszny widok dla nas i ogromne cierpienie taty. Po około dwóch miesiącach rehabilitacja taty przyspieszyła  i zaczął on zginać w 30% lewą nogę w kolanie. W prawej była minimalna poprawa, jednak nie tak duża aby mógł choć trochę zgiąć prawą nogę, czy też poruszyć prawą stopą. Z kolei w rękach poprawy praktycznie nie było. Od 24 września  leczenie taty  było kontynuowane  w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji REPTY W Tarnowskich Górach. Leczenie było prywatne, a koszt leczenia to 7 tysięcy złotych miesięcznie. Tam rehabilitacja postępowała. W przeciwieństwie do szpitala w Lublinie, rehabilitacja taty była dwa razy w ciągu dnia. W Lublinie ćwiczenia odbywały się tylko raz dziennie. Dzięki wysiłkowi rehabilitanta  taty a przede wszystkim samozaparciu ojca i jego nieustępliwości udało się uzyskać zgięcie w obu rękach na poziomie 30%, to samo w nogach. Rozpoczęła się także pionizacja taty. Przy pomocy specjalnego podnośnika ojciec był w stanie stać nawet około 10 minut. Jednak w momencie gdy rehabilitacja przyspieszała, zaczęła zawodzić głowa. Tato po 1,5 roku przebywania   w szpitalach miał już dość. Musieliśmy zabrać go do domu, bo źle było z jego kondycją psychiczną.  Ojciec ciągle był zacewnikowany, ciągle wymagał stałej 24  godzinnej opieki i odpowiedniej rehabilitacji. Jednak musieliśmy zaryzykować. 30 czerwca 2013 roku trafił do domu. Mama musiała zwolnić się z pracy, żeby podjąć opiekę nad tatą. Musieliśmy się nauczyć żyć w domu z osobą sparaliżowaną czterokończynowo. Organizm u takiej osoby jest szczególnie wyczulony na otoczenie, dotyk, choć w niektórych miejscach tato nie ma czucia. Spastyczność, a więc napięcie mięśniowe która zaczęła się pojawiać już 4 miesiące po wypadku dokucza niemiłosiernie. Jest to uczucie jak podczas nagłego skurczu mięsni, z tym że u takiej osoby jak tata, ten skurcz obejmuje całe ciało, wyprostowując kończyny i podduszając szyję. Temperatura w pokoju musi być odpowiednia. Zbyt niska lub wysoka powoduje gorączkę. No i oczywiście karmienie, golenie, czy mycie takiej osoby to nie lada wyzwanie. Ale po prostu musieliśmy się tego wszystkiego nauczyć. Dzięki Bogu udało się także szybko znaleźć odpowiedniego rehabilitanta. Jednak koszt rehabilitacji i leczenia taty w warunkach domowych podobnie jak w specjalistycznym ośrodku wynosi 7 tysięcy złotych miesięcznie.  Dzięki ćwiczeniom rehabilitacja przyśpieszała. Tato był w stanie przy pionizatorze wystać nawet 20 minut. Coraz mocniej zaczął podnosić ręce. Zaczął nawet odrywać łokcie. Lewą nogę zginał coraz mocniej, prawą nogę przy pomocy też był w stanie zgiąć. Codzienna walka   z niepełnosprawnością ojca toczyła się na naszą korzyść  jednak do pewnego momentu. W  listopadzie 2013 roku zaczęły się problemy z cewnikiem. Lekarz, który jak co 3 tygodnie, przyszedł na jego zmianę, stwierdził, że coś się zatkało i nie ma możliwości założenia cewnika. Tata musiał zostać przewieziony karetką do szpitala w Zawierciu, gdzie lekarza także, nie mogli założyć cewnika naturalną metodą.  A, że nie ma w Zawierciu Oddziału Urologicznego, tego samego dnia karetka zawiozła tatę do szpitala w Sosnowcu. Tam założono tacie cewnik nadłonowy, który miał wytrzymać co najmniej 2 miesiące a zapchał się już po trzech tygodniach. Przy okazji spotkaliśmy się tam z nieludzkim podejściem personelu medycznego. Najpierw jeden z członków uznał, że ważniejsze jest  od szybkiej pomocy dla taty wypełnienie dokumentów, przez co tata był zbadany dopiero po pół godzinie od przybycia, a sam zabieg miał po godzinie. I to dopiero wtedy kiedy osobiście udałem się na oddział po lekarza, który po drodze na mój apel, że tato jest sparaliżowany od szyi w dół powiedział, że jak ktoś trafia do szpitala to znaczy, że mu coś dolega.  Kiedy po zaledwie trzech tygodniach cewnik się zatkał, ponownie trzeba było wezwać karetkę i jechać do Sosnowca. Wówczas lekarz założył tacie podwójny cewnik: nadłonowy i normalny. Niestety po 3 tygodniach oba cewniki  kolejny raz zatkały się, co spowodowało, że w pęcherzu moczowym zebrało się 2 litry moczu, co było bardzo groźne dla jego zdrowia. W ciągu kilku dni znowu potrzebny był zabieg wymiany dolnego i na nowo założenia górnego cewnika. Jednak znowu pojawiły się problemy. Ostatecznie w Prywatnym Szpitalu Angelius w Katowicach na bloku operacyjnym został ponownie założony tacie cewnika nadłonowy, z którym teraz funkcjonuje. Jednak przez te wszystkie wyjazdy, zabiegi, organizm taty znacząco się osłabił. Tak mocno, że ojciec ma problemy żeby wysiedzieć bez omdlenia na wózku, gdzie wcześniej siedział już nawet 4 godziny. O pionizacji na razie nie ma mowy, bo od tych wszystkich antybiotyków, które musiał przyjmować po każdorazowej zmianie cewnika jest słaby. Jednak od momentu wypadku poczynił tak duże, mieszczące się w granicach cudu postępy, że My jak i On wierzymy, że lepsze dni nastaną i że kiedyś postawi pierwszy krok a także samodzielnie będzie mógł się chociaż podrapać, zjeść coś, wykonać najprostszą życiową czynność sam za siebie.

Jeśli chcesz pomóc, możesz to uczynić oddając  1% podatku na subkonto taty w FUNDACJI ZIELONY LIŚĆ - KRS 0000052038 Z DOPISKIEM MARIAN WOJCIECHOWSKI

Bo póki jest nadzieja, będziemy walczyć,

Michał Wojciechowski

 

03

MAR

2014

2242

razy

czytano

2447/2685

mgok.ogrodzieniec.pl

Zdjęcie: Maski

Zadania MGOKIS

Koła i kluby zainteresowań

Stwarzanie warunków dla funkcjonowania amatorskich artystycznych kół i klubów zainteresowań, sekcji, orkiestr, zespołów, stowarzyszeń, fundacji itp.,

Rozwój artystyczny

Tworzenie warunków do rozwoju amatorskiego ruchu artystycznego, folkloru, a także rękodzieła ludowego i artystycznego.

Potrzeby kulturalne

Rozpoznawanie oraz pobudzanie zainteresowań i potrzeb kulturalnych.

Wartości kulturalne

Przygotowanie do właściwego rozumienia i odbioru wartości kulturalnych.

Upowszechnianie kultury

Współdziałanie z innymi jednostkami gminnymi, mające na celu upowszechnianie kultury i sportu.

Uczestnictwo w kulturze

Kształtowanie postaw aktywnego uczestnictwa w kulturze.

Organizowanie kultury

Popularyzacja i organizowanie kultury fizycznej, turystyki i wypoczynku.

Edukacja kulturalna

Edukacja kulturalna oraz popularyzacja wiedzy o sztuce.

Ogrodzieniec

Kontakt

42-440 Ogrodzieniec, Plac Wolności 24

 

tel: 32 67 320 44

e-mail: kultura@ogrodzieniec.pl

Zdjęcie: Więcej o tej stronie.
Zdjęcie: Więcej o tej stronie.
Logo serwisu.

Miejsko-Gminny
Ośrodek Kultury i Sportu w Ogrodzieńcu

Wyszukiwarka

Twoja przeglądarka internetowa, bądź system operacyjny, nie wspierają lektora w polskiej wersji językowej.

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:
Formularz kontaktowy

Pytanie do burmistrza

Zgłoś usterkę

Formularz zgłoszenia